X. (Warkocz Euterpe.
Upał)
Gdy kanikuły dni
nastały, w upale,
Helikonu zbocza z
żaru skwierczą cicho,
Euterpe nóżkę
chłodzi w źródła krysztale
I tak się skarży
ospałej nimfie Echo:
„Dzień mi się
dłuży, gorąco drażni stale,
już sama nie
wiem co robić.” – wzdycha głucho.
Gdzież szukać
wytchnienia? Skąd przyjdziesz otucho?
„Och! Zanurzyć
się w Strymonie i pieśń złożyć.
I trzeba mi
krynicy pilnować solo,
Nuda, nawet na
trawie z kim się położyć.
Znikniesz mi
uprzykrzona nudy niewolo?”
Siostry w Porta
Capena, splin trzeba zabić.
Natchnienie na
nią spływa: „Czas się zabawić!”
Chwyta już za
aulosy, melodii szuka,
Canzonę składa:
„Poeci do mnie, tworzyć
Przybądźcie
liryków misterne cuda.
Chcę z wami
spędzić czas, laurami nagrodzić,
„Zróbmy
przyjęcie, niech pieśń rządzi – nie nuda!”
„Komu mnie dziś
w zachwyt wprowadzić się uda?
Anemoi, nieście
w świat wiadomość skrzydlatą.
Przebudźcie się
ze snu, niech się dzieją cuda,
Echo, zbudź się
w końcu! Powtarzaj, niech wzlecą
słowa nad
światem, stanie poetów cauda!
Niech czas umilą.
Słowem pięknym zachwycą!”
Zewsząd już
idą, w pląsach, w sercu z ochotą:
I Romantycy i
Klasycyści krzepcy,
I Moderniści i
Futuryści rotą,
Safony córy i
Symboliści chwaccy,
A nawet sami
Postmoderniści ławą,
Na końcu
surrealiści, brawo, brawo!
Euterpe wita,
boskie wskazuje źródło,
Zdrożonym swym
gościom, by weny nabyli,
By wszystko co
żyje, nad dziełem zastygło,
Słuchacze
kunsztem mistrzów uwieść się dali.
„Dytyramb na
cześć poezji, stwórzcie dzieło,
Które będziemy
przez wieki pamiętali!”
Już napojeni,
hołd Patronce oddali.
Lutni, harf i
fletów dźwięki pierwsze już brzmią,
Słowa muzyce
arcypiękne dodali,
Albo odwrotnie,
bo harmonią wspólnie lśnią!
Euterpe klaszcze,
mistrzostwo chwali,
Czyją zwycięską
ozdobi dziś wieniec skroń?
Roznosi się w
dal głos, po strunach śmiga dłoń.
Krążą także
puchary trunku boskiego,
Ochoty dodaje:
„Różowiej wierszu! Płoń!”
Dobiega braw głos
z Gaju Beockiego
Ekloga, ód sześć
i trenu przepastna toń.
Słychać też
utwory gatunku lżejszego.
Fraszek rój,
limeryku erotycznego,
Nie wstydzi się
nikt już i wina przybywa.
Śmiechy i gwar
ludku poetyckiego
Roznosi Echo, i
od trunków szczęśliwa,
Niesie śpiew ich
na krańce świata znanego,
Gospodyni
radości wcale nie skrywa.
Zabawa trwa, nocy
z wolna ubywa,
coraz śmielsze
składają epigramaty,
pod którymi to
humor przaśny się skrywa,
których nie
wstydziłby się Satyr rogaty,
ani Menady, które
żądza rozrywa.
Lgną do siebie i
każde odkrywa karty.
Już tam Efeb
słów miód sączy i uparty,
Gapi się chciwie
w oliwkowy piersi kątek:
„Miłość
paliwem mym, gram w otwarte karty.”
Słowa jak łuk z
cięciwą, z osnową wątek.
„O nadobna,
lilią obdaruj, bom warty,
Na koniec z ciał
stworzymy anakreontyk.”
Erato daleko, a
kwitnie erotyk!
„Spójrz na
mnie Sokole – Panterę,
Złotym
kindżałem, czuję jego dotyk,
Potrzyj o rubin
mój, porusz zmysłów sferę,
Niech iskry
błysną, niech popłynie łez potok,
Z dźwięków
chuci, z szału – utkam ci gazelę.”
W końcu pada:
„Teraz tańce przyjaciele!
Nie szczędźcie
instrumentów wcale grając
Twist, Salsę,
Mambo, dzikie rockandrolle.”
Ruszyli w tany i
się nie ociągając
Krąg barwny
stworzyli by zacząć swawole.
Wirują, ciała
gną, do rytmu klaskając.
Smugi, plamy to
gasnąc, to się rozświetlając.
W zboczach
Helikonu tworzą freski dzikie.
A Radosna z nimi
tańczy, dolewając
Wina, sypie
imbir, kardamon, wanilię.
„Bawcie się,
Drogie Dzieci mnie wychwalając!”
Wdzięcznie wśród
nich bryluje, ciesząc się życiem.
Coraz szybciej,
szybciej to pętlą to łukiem,
Wirują twarze
ich, winem rozpalone,
To któreś z
nich na murawie legnie z hukiem,
To któreś z
nich chce odejść cicho na stronę,
A korowód ten
już nie liczy się z nikim,
Własnym już
dąży szlakiem, porywa dusze.
Nie wszystkich
taniec kusi, siedzą jak basze,
Dysputy prowadzą,
wiersze oceniają,
Za wzór często
podając ich dzieła własne,
Do oczu sobie
skaczą i wymyślają,
Piętnując
oponentów umysły ciasne,
W słowach
niewybrednych im się odcinają.
Korowód brzęczy,
dyskutanci fukają
Zgiełk, gwar,
galimatias – mignie twarz pąsowa
Już nie Ludźmi
a Satyrami się zdają,
Coraz częściej
bełkot przypomina mowa,
Co raz to który
treść odda Gai czkając,
I zaczyna z
amfory sączyć od nowa.
Ponad zgiełk
libacji wybiły się słowa
Jak grzmot - „O
czym ty do mnie bredzisz …....!”
Cisza. Argument
dość twardy przyjęła głowa
Brzuch teorbanu
roztrzaskany w drzazg krocie!
W tellurycznym
już letargu tkwi. Brzmi fraza:
Teraz możesz
śnić – psychoanalitycznie.
Co w trawie śni
znokautowany muzycznie,
Przyjaciół
wszakże tłum miał wierny i liczny,
Co znalazł,
chwycił w dłoń i metodycznie
Na lutniście
wnet odwet chce wziąć fizyczny.
Stanęli
druhowie, (druhny też!) ofiarnie,
Czynem rozsądzić
spór ideologiczny.
Zaciera ręce
malarz batalistyczny:
Wśród zgiełku
bitwy bratniej epos się pisze,
A sceny mają
wymiar wprost homeryczny!
Drą z siebie
pasy, rwą włosy, wrzask tnie ciszę,
Ścierają się -
to furor katatoniczny!
Tylko Euterpe
chce uspokoić hurmę.
Krzyczy –
„Dzieci wy zabijacie poezję!”
Nikt nie słucha,
podobni są do zamieci,
Co wszystko
zgarnia. Niszczą kruchą heurezę.
„Opamiętania!”
- krzyczy. W jej stronę leci,
puchar kościany,
co uderza w jej głowę!
W chaos idąc, w
czerń łka „Niech sczezną poeci!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz