poniedziałek, 14 października 2013

Koniec dnia

Koniec dnia


Stojąc na balkonie patrzę na mury starych kamienic.
Taki mam widok.
Patrzę na wschód ale widzę zachód słońca odbity
w szybach.
Czerwone oczy patrzą na mnie.
Horyzont dostał zapalenia spojówek.
Okna kamienic przypominają oczy wielkiego pająka,
kiedy wzejdzie księżyc będzie się ocierał o anteny
na dachach swoim tłustym brzuchem.
I wtedy kamienice go pożrą jak tłustego świetlika.
Z mieszkania dobiega głos spikera,
znowu jakiś rejon zapalny eksplodował.
Kiedyś stałem patrząc na zachód,
byłem mniejszy, o wiele mniejszy i zbyt głodny
żeby do końca
umieć rozróżnić dobro od zła.
Za koszulką miałem upchane cebulę i zielony groszek.
Życie uwiera mnie tak samo jak wtedy jarzyny.
Stałem w środku równiny. Przypominała stół pokryty obrusem.
Na kratowany obrus ktoś rozlał sok malinowy.
pachniało latem, krowami i moim potem.
Biegłem w stronę słońca przez wysokie trawy i jeżyny.
Chmury tworzyły krzyże, ramiona wiatraków i mityczne zwierzęta.
a zamykające się wolno czerwone oko słońca mrugało.
W końcu dobiegłem do Atlantyku.
I wróciłem,
zmoczony mżawką i pachnący owcami i kongijskim węgożem.
Teraz patrzę na moje słońce odbite w oknach tkwiących
w czerwonym murze.
Otacza mnie coraz ciaśniej i ciaśniej.
Dusi w serdecznym uścisku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz