wtorek, 29 października 2013

Port

Port

Rzeka pokazała wszystkie wstydliwe tajemnice – wózki z supermarketu, opony, zużyte instrumenty i szlam węglowy, którego jeszcze nie zdążył wchłonąć Atlantyk.

Port odsłania swoje tajemnice, zakamarki złodziei, narkomanów i prostytutek.
Upadłe miasto pachnie dorszem i herbatą z tureckiej tawerny.

Brzeg morza zdeptany sandałami rzymskich legionistów wychodzi z mroku niosąc echa muszkietów jakobitów. Wydaje się wciąż obcy.

To po to szedłeś tak długo do limes mundi żeby patrzeć ze wzgórza na linię horyzontu i wyczekiwać wschodu słońca skąd przyszedłeś? Żeby wyczekiwać sygnału do powrotu z mgieł, które codziennie pochłania nienasycone morze, które tną dzioby gigantycznych mew.

Port jak przekleństwo, port jak lekarstwo. Port, w którym życie ma smak frytek z fast foodu zaprawionych morskim powietrzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz