Port
Rzeka pokazała wszystkie wstydliwe tajemnice – wózki z
supermarketu, opony, zużyte instrumenty i szlam węglowy, którego
jeszcze nie zdążył wchłonąć Atlantyk.
Port
odsłania swoje tajemnice, zakamarki złodziei, narkomanów i
prostytutek.
Upadłe
miasto pachnie dorszem i herbatą z tureckiej tawerny.
Brzeg
morza zdeptany sandałami rzymskich legionistów wychodzi z mroku
niosąc echa muszkietów jakobitów. Wydaje się wciąż obcy.
To
po to szedłeś tak długo do limes mundi żeby patrzeć ze wzgórza
na linię horyzontu i wyczekiwać wschodu słońca skąd przyszedłeś?
Żeby wyczekiwać sygnału do powrotu z mgieł, które codziennie
pochłania nienasycone morze, które tną dzioby gigantycznych mew.
Port
jak przekleństwo, port jak lekarstwo. Port, w którym życie ma
smak frytek z fast foodu zaprawionych morskim powietrzem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz