środa, 6 listopada 2013

Colas

Colas 

W końcu będzie musiał otworzyć okno.

Zaduch straszny. Za oknem wiosna. Życie.

Wydeptane ścieżki krzyżują się na podłodze,

tworząc głębokie kaniony w twardym kurzu.



Półmrok nie przysłania tłustych śladów

na starym albumie ze zdjęciami. Ma tam wszystko.

Góry, morza, imieniny, wesela i stypy.



Chłopiec w śmiesznym wdzianku,

Chłopiec tańczący kółko graniaste,

Chłopiec tulący się do czarnej dziury w albumie.

Nastolatek i mężczyzna.

Zastygli wszyscy na pozowanych zdjęciach,

niedoświetleni i dalecy.



Obok albumu, w zielonej twardej okładce egzemplarz

zapisków burgundzkiego opoja. Wyświechtane kartki,

gładzona przez lata okładka. Colas Breugnon rumiany

i beztroski. Próbował uczyć się tej radości przez lata.



Teraz zerka w stronę okna. Może czas je już otworzyć?

Wpuścić wiatr, położyć na trawie, posłuchać ptaków.

Wyjść z głową uniesioną w górę. Drogi Colas – choć

przez chwilę poczuć tę dziecięcą beztroskę. Mimo wszystko.



Wertując książkę. Zauważa banknot. Zieleń coś mu przypomina.

Zawieruszył się tu widocznie po którejś podróży, o której

dawno zapomniał. Zawsze używał dziwnych zakładek do książek.

Oko w trójkącie wpatruje się w niego ciekawskie, przenikliwe.

Promieniujący wzrok jest nie do zniesienia. Odwraca dolarówkę.

Czyta głośno sentencję, która przykuwa jego uwagę:

In God we trust. Zaczyna się śmiać, coraz bardziej nerwowo.

Coraz głośniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz