Colas
W
końcu będzie musiał otworzyć okno.
Zaduch
straszny. Za oknem wiosna. Życie.
Wydeptane
ścieżki krzyżują się na podłodze,
tworząc
głębokie kaniony w twardym kurzu.
Półmrok
nie przysłania tłustych śladów
na
starym albumie ze zdjęciami. Ma tam wszystko.
Góry,
morza, imieniny, wesela i stypy.
Chłopiec
w śmiesznym wdzianku,
Chłopiec
tańczący kółko graniaste,
Chłopiec
tulący się do czarnej dziury w albumie.
Nastolatek
i mężczyzna.
Zastygli
wszyscy na pozowanych zdjęciach,
niedoświetleni
i dalecy.
Obok
albumu, w zielonej twardej okładce egzemplarz
zapisków
burgundzkiego opoja. Wyświechtane kartki,
gładzona
przez lata okładka. Colas Breugnon rumiany
i
beztroski. Próbował uczyć się tej radości przez lata.
Teraz
zerka w stronę okna. Może czas je już otworzyć?
Wpuścić
wiatr, położyć na trawie, posłuchać ptaków.
Wyjść
z głową uniesioną w górę. Drogi Colas – choć
przez
chwilę poczuć tę dziecięcą beztroskę. Mimo wszystko.
Wertując
książkę. Zauważa banknot. Zieleń coś mu przypomina.
Zawieruszył
się tu widocznie po którejś podróży, o której
dawno
zapomniał. Zawsze używał dziwnych zakładek do książek.
Oko
w trójkącie wpatruje się w niego ciekawskie, przenikliwe.
Promieniujący
wzrok jest nie do zniesienia. Odwraca dolarówkę.
Czyta
głośno sentencję, która przykuwa jego uwagę:
In
God we trust. Zaczyna się śmiać, coraz bardziej nerwowo.
Coraz głośniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz