niedziela, 10 listopada 2013

VII.

VII

Miniaturowy ogród na balkonie, popsuty zegar z kukułką.
Kilka grafik za szkłem na ścianach. Bezruch, niepokojący
i zauważalny brak tykania zegara. Nawet drobinki kurzu
w tym domu zastygły w promieniu mlecznego światła.

Kiedyś potrafiłem robić więcej hałasu. Wprawić w szalony wir
te niemrawe drobinki. Światło też było jaśniejsze i tykał zegar.
Wszystko jednak mi zbrzydło. Nie słucham już radia i płyt.
Drażnią mnie nawet własne kroki kiedy muszę się stąd ruszyć.

Sterty gazet, półki z książkami w wyblakłych oprawach. Biurko.
Nawet nie czuć starości, swądu wypalonego człowieka. Umierania.
A może to spokój? Rezygnacja oczekiwania, niepotrzebne oswajanie
starego nienazwanego przyjaciela, bezszelestnego ale obecnego.

Widzisz, nawet nie czuję się stary. Nawet nie zmęczony.
Codziennie rano idę na spacer tylko jedną bezpieczną ścieżką:
Od kuchni do sypialni, z przystankiem na łazienkę.
I to nie zawsze. Zapominam drogę w stronę drzwi wyjściowych.

Nasz rozmowa postrzępiona ciszą gaśnie w półmroku. Znużeniu.
Często milkniemy, choć ciśnie się tyle pytań. Nic tu po mnie.
Ściany mieszkania wypychają mnie na zewnątrz. Jestem intruzem,
ciekawością i gwałtownymi ruchami uniemożliwiam porozumienie.

Zrozum, już niczego nie chcę pamiętać. Obrastam przeczuciem.
Wykluczyłem się sam, granica jest na progu i tak mi dobrze.
Za tym progiem to już nie mój świat. Została mi zdechła kukułka.
I kilka wspomnień, których nie potrafię się pozbyć. Idź już.

Stwierdzam, że nic tu po mnie. Zbieram się do wyjścia. Zamieram.
I wiem, że skłamał, kiedy zamiast odprowadzić mnie do drzwi,
uśmiecha się patrząc w stronę miniaturowego ogródka na balkonie,
sztubackim dmuchnięciem wprawia w ruch drobinki kurzu
prawie nieruchome i martwe w mdłym promieniu światła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz