VII
Miniaturowy
ogród na balkonie, popsuty zegar z kukułką.
Kilka
grafik za szkłem na ścianach. Bezruch, niepokojący
i
zauważalny brak tykania zegara. Nawet drobinki kurzu
w
tym domu zastygły w promieniu mlecznego światła.
Kiedyś
potrafiłem robić więcej hałasu. Wprawić w szalony wir
te
niemrawe drobinki. Światło też było jaśniejsze i tykał zegar.
Wszystko
jednak mi zbrzydło. Nie słucham już radia i płyt.
Drażnią
mnie nawet własne kroki kiedy muszę się stąd ruszyć.
Sterty
gazet, półki z książkami w wyblakłych oprawach. Biurko.
Nawet
nie czuć starości, swądu wypalonego człowieka. Umierania.
A
może to spokój? Rezygnacja oczekiwania, niepotrzebne oswajanie
starego
nienazwanego przyjaciela, bezszelestnego ale obecnego.
Widzisz,
nawet nie czuję się stary. Nawet nie zmęczony.
Codziennie
rano idę na spacer tylko jedną bezpieczną ścieżką:
Od
kuchni do sypialni, z przystankiem na łazienkę.
I
to nie zawsze. Zapominam drogę w stronę drzwi wyjściowych.
Nasz rozmowa
postrzępiona ciszą gaśnie w półmroku. Znużeniu.
Często milkniemy, choć
ciśnie się tyle pytań. Nic tu po mnie.
Ściany mieszkania
wypychają mnie na zewnątrz. Jestem intruzem,
ciekawością i
gwałtownymi ruchami uniemożliwiam porozumienie.
Zrozum,
już niczego nie chcę pamiętać. Obrastam przeczuciem.
Wykluczyłem
się sam, granica jest na progu i tak mi dobrze.
Za
tym progiem to już nie mój świat. Została mi zdechła kukułka.
I
kilka wspomnień, których nie potrafię się pozbyć. Idź już.
Stwierdzam, że nic tu
po mnie. Zbieram się do wyjścia. Zamieram.
I wiem, że skłamał,
kiedy zamiast odprowadzić mnie do drzwi,
uśmiecha się patrząc
w stronę miniaturowego ogródka na balkonie,
sztubackim dmuchnięciem
wprawia w ruch drobinki kurzu
prawie nieruchome i
martwe w mdłym promieniu światła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz