Leżę
Myślę,
żeby się podnieść, pójść dalej.
Nie
jestem pijany, ani odurzony, nawet
głodny
nie jestem, szczególnie pobudzony też.
Leżę,
opierając bose stopy o miasto,
Czuję
ukłucia, ostrych czubków drzew i wież.
W
dłoni, torebka prażonego słonecznika.
Świeci
słońce – rozgryzam pestki.
Leżę
i myślę, żeby wstać, ale tylko myślę.
W
tej właśnie chwili , najważniejsze
są
ziarna słonecznika i wypluwanie łupinek.
Obowiązek
nakazuje mi wstać.
Świat
nakazuje mi wstać.
Sumienie
nakazuje mi wstać.
Jednak
drgają tylko mięśnie,
które
podają słonecznik do ust,
wyłuskują,
gryzą i połykają.
Najważniejsza
jest melodia pękających łusek,
Moment,
kiedy wyplute lądują w trawie,
a
smak ziaren powoli dociera do mózgu,
sprawiając,
że przywieram mocniej do ziemi.
To
jest ten moment szczęścia, kiedy wiem że niczego nie muszę.
Nie
muszę wplatać w ten wiersz wulgaryzmów.
(Chociaż
mam świadomość, że w końcu będę musiał wstać)
Nie
muszę za niczym gonić, ani uciekać.
(Chociaż
ktoś, tak mi się wydaje, czeka i będę musiał wstać)
Nie
muszę nawet skończyć tego wiersza.
(Chociaż
wiem dokładnie – to koniec i muszę jednak wstać)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz