No Name
Taki
byłem szczęśliwy mieszkając w środku świata.
W
zgiełku ulicy znajdowałem spokój idąc między
stromymi
kanionami bezimiennych ulic bez końca.
Moczyłem
stopy w żółtej strudze taksówek i układałem
pieśni
błądząc bez celu szachownicą skwerów.
Codziennie
rozkładałem płachtę kawiarni na stole
w
mikroskopijnym mieszkaniu katalog kawiarni i kin
teatrów
i klubów rozbłyskał neonami nie gaszonymi
nawet
w dzień. Wlepiałem w ten obraz chciwy wzrok.
Jak
żałuję tego szczęścia, kiedy mogłem przecierać
szlaki
wśród traktu ludzkich głów mknących w różnych
kierunkach
i spotykać poetów bezimiennych a przecież
wielkich,
choć znała ich ledwie z widzenia jedna przecznica.
Sam
przecież byłem poetą moje wiersze ponad wierzchołkami
drapaczy
chmur rozlewały się nad miastem w środku świata
wzrok
anonimowych przechodniów tak doskonale obojętny
dawał
poczucie spełnienia i wypełnionych życiem dni.
Nikt
nie przerywał mojego poematu on po prostu trwał.
Widzę
jak patrzysz na mnie ale posłuchaj piosenki
śpiewałem
ją idąc szczęśliwy w deszczu środkiem świata
Where
the streets have no name. Where the streets...
Wiem
do cholery, ze to o czym innym. Ale tu zawiera
się
kwintesencja mojego szczęścia i radości, wiesz?
Jeszcze
czasem od siebie dośpiewałem choć fałszuję:
Where
the people have no name. Where the poetry has no name.
Where
I have no name. I'm happy in the middle of the world.
Nie
patrz tak na mnie i nie uśmiechaj się kpiąco.
Też
się zastanawiam: Po chuj tu wróciłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz