czwartek, 7 listopada 2013

No name

No Name

Taki byłem szczęśliwy mieszkając w środku świata.
W zgiełku ulicy znajdowałem spokój idąc między
stromymi kanionami bezimiennych ulic bez końca.
Moczyłem stopy w żółtej strudze taksówek i układałem
pieśni błądząc bez celu szachownicą skwerów.

Codziennie rozkładałem płachtę kawiarni na stole
w mikroskopijnym mieszkaniu katalog kawiarni i kin
teatrów i klubów rozbłyskał neonami nie gaszonymi
nawet w dzień. Wlepiałem w ten obraz chciwy wzrok.

Jak żałuję tego szczęścia, kiedy mogłem przecierać
szlaki wśród traktu ludzkich głów mknących w różnych
kierunkach i spotykać poetów bezimiennych a przecież
wielkich, choć znała ich ledwie z widzenia jedna przecznica.

Sam przecież byłem poetą moje wiersze ponad wierzchołkami
drapaczy chmur rozlewały się nad miastem w środku świata
wzrok anonimowych przechodniów tak doskonale obojętny
dawał poczucie spełnienia i wypełnionych życiem dni.

Nikt nie przerywał mojego poematu on po prostu trwał.
Widzę jak patrzysz na mnie ale posłuchaj piosenki
śpiewałem ją idąc szczęśliwy w deszczu środkiem świata
Where the streets have no name. Where the streets...
Wiem do cholery, ze to o czym innym. Ale tu zawiera
się kwintesencja mojego szczęścia i radości, wiesz?
Jeszcze czasem od siebie dośpiewałem choć fałszuję:
Where the people have no name. Where the poetry has no name.
Where I have no name. I'm happy in the middle of the world.

Nie patrz tak na mnie i nie uśmiechaj się kpiąco.
Też się zastanawiam: Po chuj tu wróciłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz